Jak każdy wie, narodziny dziecka nie sprzyjają degustacji wina. Masa nowych obowiązków wykonywana w pocie czoła, wymagająca sporej koncentracji, zmęczenie materiału po całym dniu zajmowania się malcem, czy wreszcie akustyka płaczącego dziecka raczej nie pasująca do kontemplacji aromatów i smaków. To wszystko składa się na pogarszający się obraz naszego żołądka i serca oraz znacznie gorsze wyniki prób wątrobowych.
Jest jednak jeden aspekt, który znacznie poprawia nam humor. To myśl o tym, że jesteśmy usprawiedliwieni do zakupu niemal nieskończonej ilości butelek wina z rocznika naszego dziecka, bo przecież nie wiadomo, które przetrwa w najlepszej formie przez 18 lat. Cel jest szczytny. Dziecko wchodząc w pełnoletność napije się zacnego wina z własnego rocznika. Nic tylko czekać na informację o tym jak ten rocznik wypadł w rankingach w Bordeaux, Burgundii, Szampanii , Piemoncie Toskanii czy Ribera del Duero… Jak dobrze, to ruszamy na zakupy… Jak gorzej to mamy większe wyzwanie.
Na tym etapie pojawia się pierwszy i największy problem (poza zasobnością portfela)… Jeśli dziecko jeszcze nie potrafi powiedzieć słowa wino, to jest mała szansa aby dobre wino z jego rocznika było dostępne już na rynku. Przeważnie leżakowanie trunku zanim pojawi się na rynku trwa od trzech do pięciu lat. Oczywiście możemy kupić wino jeszcze nawet niezabutelkowane, ale to czysta teoria i 99,9% z nas tego nie zrobi.
Czy nasze plany inwestycyjne musimy zatem odłożyć na jakiś czas? Jeśli chcemy kupić wino z prestiżowego regionu, wytrawne to raczej tak… ale jest pewne wyjście. Mi osobiście udało się kupić Porto z bieżącego rocznika jeszcze z beczki. Jaka będzie jego jakość za 18 lat nie jestem pewien, ale z pewnością będzie to wino pijalne – jako, że słodkie w zasadzie nie tracą swych walorów w szczególności jak są winami rocznikowymi. Oczywiście dla takiego zakupu konieczna jest wizyta w regionie, co akurat w wypadku Porto i rzeki Douro było czystą przyjemnością. Jedyna myśl jaka mnie niepokoi, to czy ta butelka na pewno przetrwa 18 lat pełna. Ale nawet jeśli nie, zawsze będzie to pretekst do zakupu kolejnej butelki z 2011 roku.
Brak komentarzy