Najciekawsze jednak w maderze jest to, że wino w zasadzie w potocznym rozumieniu można by uznać za zepsute. Tradycyjnie, był to trunek pijany na statkach podczas wypraw kolonizacyjnych i później handlowych pomiędzy kontynentami. Niekiedy takie podróże po bokach trójkąta Europa – Ameryka – Indie, trwały nawet 18 miesięcy. W tym czasie wino podgrzewało się na pod pokładem w szczególności gdy statek zbliżał się w okolice równika. Dzięki temu zyskiwało swój niepowtarzalny smak, jakby utlenienia. Dzisiaj oczywiście nikt specjalnie na statki madery nie pakuje a podgrzewanie jest procesem w pełni zaplanowanym i kontrolowanym. Niemniej jednak charakter wina pozostał ten sam. W procesie tym pomaga też nieco natura, kopanie piwnic na Maderze jest nie małym wyczynem w związku z czym wiele beczek spoczywa w domach na strychach, gdzie z oczywistych względów jest dość ciepło.
Zachęcam do sięgnięcia po butelkę bursztynowego płynu choćby z ciekawości, gwarantuje że choć na chwilę, czując smak w ustach, przeniesiemy się na zieloną wyspę i poczujemy się jak na urlopie.
Brak komentarzy